Kultura
28.02.2014
MÓJ TYDZIEŃ Z MARILYN
O tej kobiecie świat nigdy nie zapomni. Piękna, utalentowana blondynka, od której nie sposób oderwać wzroku. Właśnie taka była Marilyn Monroe. Podbijała serca miliony mężczyzn, zakochiwała się i odkochiwała. Wszyscy ją kochali za wdzięk, talent i urodę. I w taki właśnie sposób przedstawił ją Simon Curtisa w filmie „Mój tydzień z Marilyn” (My week with Marilyn)…
Któż z nas nie zna Marilyn Monroe (MM) wielkiej legendy światowego kina lat 50. i 60. XX wieku. Piękna blondynka uważana jest za największą ikonę seksu od niepamiętnych już czasów. I raczej nie prędko się to zmieni. Mimo, że od jej śmierci minęło wiele lat, wciąż jest „tą najlepszą aktorką”, o której się ciągle piszę czy kręci filmy.
MM potrafiła wykorzystać swoją urodę, aby rozkochiwać w sobie mężczyzn. Spędzała z nimi czas, kokietowała, a potem „rzucała w kąt”. Lecz, żaden z nich nie miał jej tego za złe, każdy ją znał i wiedział jaka jest, a spędzenie z tą pięknością chociażby pięciu minut było największym darem. Colina Clarka też to spotkało. Młody, pochodzący z dobrej rodziny mężczyzna chciał w końcu zacząć żyć na własny rachunek. Zaraz po ukończeniu studiów obejmuję stanowisko asystenta reżysera przy filmie „Książę i aktoreczka”. Spędzając czas na planie filmowym z Marilyn zakochuje się w niej – wiadomo na prawdziwą miłość tutaj nie ma co liczyć. Jak tylko zdjęcie do filmu zostały skończone MM odjechała i już nigdy więcej z młodym asystentem się nie spotkała. Jednak ten krótki epizod w życiu Clarka odmienił jego życie na dobre. Swoje wspomnienia z planu filmowego spisał w dwóch książkach zatytułowanych „Książę, aktoreczka i ja”. Na podstawie tego właśnie dzieła Simon Curtisa wyreżyserował film, który wzbudził podziw i według krytyków jest to „hołd dla Marilyn”.
Film „Mój tydzień z Marilyn” to wspomnienia 23-letniego Colina Clarka, trzeciego asystenta reżysera, który w głównej mierze miał być chłopcem na posyłki. Szybko jednak okazało się, że potrafi on sobie zjednać Marilyn, a jego szczerość wobec niej w pewnym sensie zmienia aktorkę, która nie potrafi skupić się na planie filmowym i dobrze zagrać swojej roli.
Dla Marilyn granie, to nie tylko sztuczne udawanie kogoś innego, ona aby zagrać dobrze musiała wczuć się w rolę, wejść w psychikę postaci. Jednak na planie filmu „Książę i aktoreczka” nie potrafi tego zrobić. Cała obsada filmowa to klasycy teatralni dla których ważne jest tylko zagranie roli, a w jaki sposób to zrobią nie jest już ważne. Dlatego Marilyn nie potrafi dobrze wczuć się w swoją rolę – czuje presje. Spóźnia się na plan lub wcale na niego nie przychodzi. Wszystkim aktorom i reżyserom każe czekać długie godziny na swoje przybycie. Wszystko się zmienia po rozmowie z Clarkiem, z którym zaczyna spędzać coraz więcej czasu. Między 23-latkiem i 30-letnią kobietą wywiązuje się „romans”. Dla MM nie jest ważne, że dopiero co poślubiła Arthura Millera, czy to, że jest w trzecim miesiącu ciąży – piękna kobieta nie potrafi oprzeć się przystojnemu mężczyźnie.
W filmie można dostrzec też, bardzo delikatną naturę Marilyn. Mimo tego, że była ona wielką gwiazdą to miała bardzo słabą psychikę. Ciągłe jedzenie tabletek nasennych i uspokajających, picie alkoholu – właśnie tak ze stresem i otaczającą rzeczywistością radziła sobie Marilyn. Była taka piękna, miała wszystko czego zapragnęła, a tak naprawdę nigdy nie była szczęśliwa…
Bardzo silnie w filmie są również ukazane braki w wykształceniu MM, co aktorka nadrabia swoim wdziękiem. Nikt nie potrafi powiedzieć, że jest to „pusta i głupiutka aktoreczka”, ponieważ kobieta tak potrafiła zaczarować swoim usposobieniem, że zdaje się jakoby nikt nie zauważał jej braku wykształcenia.
Simon Curtisa w filmie „Mój tydzień z Marilyn” popisał się swoimi zdolnościami reżyserskimi. Stworzył doskonały film z doskonałą obsadą - Michelle Williams grająca rolę Marilyn Monroe i Eddie Redmayne wcielający się w postać Colina Clarka. Nic więc dziwnego, że film zyskał 17 nominacji w tym dwie do Oskara (najlepsza aktorka pierwszoplanowa i najlepszy aktor drugoplanowy) i trzy do Złotych Globów (najlepsza aktorka w komedii i musicalu, najlepsza komedia lub musical i najlepszy aktor drugoplanowy), gdzie Michelle Williams otrzymała nagrodę.
Któż z nas nie zna Marilyn Monroe (MM) wielkiej legendy światowego kina lat 50. i 60. XX wieku. Piękna blondynka uważana jest za największą ikonę seksu od niepamiętnych już czasów. I raczej nie prędko się to zmieni. Mimo, że od jej śmierci minęło wiele lat, wciąż jest „tą najlepszą aktorką”, o której się ciągle piszę czy kręci filmy.
MM potrafiła wykorzystać swoją urodę, aby rozkochiwać w sobie mężczyzn. Spędzała z nimi czas, kokietowała, a potem „rzucała w kąt”. Lecz, żaden z nich nie miał jej tego za złe, każdy ją znał i wiedział jaka jest, a spędzenie z tą pięknością chociażby pięciu minut było największym darem. Colina Clarka też to spotkało. Młody, pochodzący z dobrej rodziny mężczyzna chciał w końcu zacząć żyć na własny rachunek. Zaraz po ukończeniu studiów obejmuję stanowisko asystenta reżysera przy filmie „Książę i aktoreczka”. Spędzając czas na planie filmowym z Marilyn zakochuje się w niej – wiadomo na prawdziwą miłość tutaj nie ma co liczyć. Jak tylko zdjęcie do filmu zostały skończone MM odjechała i już nigdy więcej z młodym asystentem się nie spotkała. Jednak ten krótki epizod w życiu Clarka odmienił jego życie na dobre. Swoje wspomnienia z planu filmowego spisał w dwóch książkach zatytułowanych „Książę, aktoreczka i ja”. Na podstawie tego właśnie dzieła Simon Curtisa wyreżyserował film, który wzbudził podziw i według krytyków jest to „hołd dla Marilyn”.
Film „Mój tydzień z Marilyn” to wspomnienia 23-letniego Colina Clarka, trzeciego asystenta reżysera, który w głównej mierze miał być chłopcem na posyłki. Szybko jednak okazało się, że potrafi on sobie zjednać Marilyn, a jego szczerość wobec niej w pewnym sensie zmienia aktorkę, która nie potrafi skupić się na planie filmowym i dobrze zagrać swojej roli.
Dla Marilyn granie, to nie tylko sztuczne udawanie kogoś innego, ona aby zagrać dobrze musiała wczuć się w rolę, wejść w psychikę postaci. Jednak na planie filmu „Książę i aktoreczka” nie potrafi tego zrobić. Cała obsada filmowa to klasycy teatralni dla których ważne jest tylko zagranie roli, a w jaki sposób to zrobią nie jest już ważne. Dlatego Marilyn nie potrafi dobrze wczuć się w swoją rolę – czuje presje. Spóźnia się na plan lub wcale na niego nie przychodzi. Wszystkim aktorom i reżyserom każe czekać długie godziny na swoje przybycie. Wszystko się zmienia po rozmowie z Clarkiem, z którym zaczyna spędzać coraz więcej czasu. Między 23-latkiem i 30-letnią kobietą wywiązuje się „romans”. Dla MM nie jest ważne, że dopiero co poślubiła Arthura Millera, czy to, że jest w trzecim miesiącu ciąży – piękna kobieta nie potrafi oprzeć się przystojnemu mężczyźnie.
W filmie można dostrzec też, bardzo delikatną naturę Marilyn. Mimo tego, że była ona wielką gwiazdą to miała bardzo słabą psychikę. Ciągłe jedzenie tabletek nasennych i uspokajających, picie alkoholu – właśnie tak ze stresem i otaczającą rzeczywistością radziła sobie Marilyn. Była taka piękna, miała wszystko czego zapragnęła, a tak naprawdę nigdy nie była szczęśliwa…
Bardzo silnie w filmie są również ukazane braki w wykształceniu MM, co aktorka nadrabia swoim wdziękiem. Nikt nie potrafi powiedzieć, że jest to „pusta i głupiutka aktoreczka”, ponieważ kobieta tak potrafiła zaczarować swoim usposobieniem, że zdaje się jakoby nikt nie zauważał jej braku wykształcenia.
Simon Curtisa w filmie „Mój tydzień z Marilyn” popisał się swoimi zdolnościami reżyserskimi. Stworzył doskonały film z doskonałą obsadą - Michelle Williams grająca rolę Marilyn Monroe i Eddie Redmayne wcielający się w postać Colina Clarka. Nic więc dziwnego, że film zyskał 17 nominacji w tym dwie do Oskara (najlepsza aktorka pierwszoplanowa i najlepszy aktor drugoplanowy) i trzy do Złotych Globów (najlepsza aktorka w komedii i musicalu, najlepsza komedia lub musical i najlepszy aktor drugoplanowy), gdzie Michelle Williams otrzymała nagrodę.
Autor: Agnieszka Kobroń