Kariera 09.09.2015

Freddie Mercury … w Deloitte

Gdyby ktoś po maturze powiedział Ci, że kilkanaście lat spędzisz w międzynarodowej firmie doradczej i to na dodatek w dziale doradztwa podatkowego, to…?

Pewnie powiedziałabym, że zwariował. Myślałam o historii sztuki, może o jakichś studiach kulturoznawczych. Miałam zainteresowania humanistyczne, choć ostatecznie wybrałam prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Wydawało mi się wtedy, że te studia dają szerokie możliwości. Potem ukończyłam jeszcze podyplomowo Gender Studies w Instytucie Badań Literackich w Polskiej Akademii Nauk. Już na studiach zaczęłam interesować się problematyką feministyczną i LGBT. Później zaczęłam również angażować się w inicjatywy związane z ochroną praw kobiet oraz mniejszości.

 

Ale pracę magisterską napisałaś już z prawa podatkowego?

Tak. Dzięki wykładowcy, który był wyjątkowo fajną osobą i potrafił nas zainspirować. Na studiach pracowałam trzy lata w kancelarii notarialnej, na czwartym roku trafiłam do Deloitte na praktyki i tak już zostałam na dwanaście lat.

 

Od początku pracowałaś w dziale doradztwa podatkowego?

Tak. Przeszłam ścieżkę typową dla wszystkich praktykantów, choć testy rekrutacyjne były zapewne trochę inne. Ostatecznie trafiłam do działu Global Employer Services, czyli po polsku Działu Rozwiązań dla Pracodawców.

 

Gdzie podobno zajmujecie się wypełnianiem PIT-ów, czyli koszmaru wszystkich doradców podatkowych?

Tak. Ale są to bardzo skomplikowane PIT-y. Najczęściej należą do obcokrajowców, którzy pracują w Polsce lub Polaków wyjeżdżających za granicę. Wspieramy pracodawców w tym zakresie, bo jest to dość pogmatwana materia, szczególnie gdy trzeba rozliczyć przychody z różnych krajów. Prowadzimy też szerokie podatkowe doradztwo dla pracodawców, a także indywidualne, np. doradztwo sukcesyjne.

 

Po pewnym czasie wyjechałaś jednak do Londynu. Poczułaś się znudzona tym co robisz?

Po sześciu latach pracy znalazłam się na stanowisku menedżerki. W Deloitte istnieje coś takiego jak Leadership Development Program, w którym wzięłam udział po otrzymaniu awansu. Miałam tam kontakt z Partnerką z Czech, która dopingowała nas do wyjazdów w ramach sieci Deloitte. Gdy po kolejnych dwóch latach pojawiła się możliwość pracy w Londynie, nie wahałam się. Oddelegowanie to fajny sposób na przełamanie rutyny. Wyjechałam na dwa lata. Pracowałam tam w tym samym dziale co w Polsce. Tyle, że w Londynie pracuje w nim około 600 osób, a u nas 30. Istnieje też dużo większa specjalizacja. Po okresie oddelegowania udało mi się dogłębnie poznać problematykę międzynarodowych ubezpieczeń społecznych.

 

Londyn okazał się dla ciebie przełomowy nie tylko pod względem wyzwań zawodowych.

Udało mi się tam poznać wielu wspaniałych ludzi, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. Ale to co mnie najbardziej zachwyciło, to podejście do tematyki diversity – różnorodności w miejscu pracy. W ramach Deloitte w Wielkiej Brytanii działa wiele sieci (tzw. networków) skupiających różnorodne grupy osób pracujących w firmie (np. sieć kobiet, sieć rodziców i opiekunów, sieć multikulturowa, sieć chrześcijańska, czy sieć muzułmańska). Ja dość szybko zaangażowałam się w network osób LGBT i znalazłam się w jego „steering committee” jako osoba odpowiedzialna za problematykę kobiet w ramach tej grupy. Nasze działania były nakierowane nie tylko na to, co działo się wewnątrz firmy. Organizowaliśmy również panele dyskusyjne i inne wydarzenia dla klientów oraz firm konkurencyjnych.

 

Myślałaś, żeby coś podobnego powołać w Polsce?

Niewątpliwie pod względem polityki różnorodności mamy jeszcze wiele do zrobienia, chociaż w ramach Deloitte w Polsce istnieje Diversity Network, która wspiera wiele fajnych inicjatyw wspierających kobiety. Tematyka różnorodności jest ważna szczególnie dla młodych ludzi, którzy rozpoczynają pracę w Deloitte. Często można usłyszeć opinie, że orientacja seksualna nie ma wpływu na naszą pracę, ale to nie do końca prawda. Nasza orientacja wpływa na życie społeczne. Wyobraźmy sobie taką prostą sytuację. Często w miejscach pracy opowiadamy o tym, co robiliśmy w weekend czy podczas wakacji. Że wyjechaliśmy w jakieś super miejsce z mężem, żoną, dziećmi. Osoby LGBT mają z tym problem i często czują, że odbiera im się taką możliwość. Powinny mieć też pewność, że ich orientacja nie wpływa na ścieżkę awansu. Istotną lekcją było dla mnie to, aby jako osoba nie hetero, być otwartą w tej kwestii w miejscu pracy – choćby po to, aby dawać świadectwo tego, że funkcjonujemy w otwartym, przyjaznym środowisku, w którym osoby w jakiś sposób „inne” mogą czuć się bezpiecznie i swobodnie.

 

Dlaczego zdecydowałaś się wrócić do Polski?

Od początku było wiadomo, że moje oddelegowanie do Londynu potrwa dwa lata. Nie miałam wątpliwości, że chcę tu wrócić, także ze względów rodzinnych. Poza tym mamy bardzo fajny zespół w Warszawie, co nie jest bez znaczenia. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że atmosfera w pracy jest bardzo ważna.

 

Czy wyjazd do Londynu pomógł ci w awansie?

Nie. Wręcz go opóźnił, choć wiedziałam o tym, decydując się na ten krok. Te dwa lata sprawiły, że wypadłam ze ścieżki awansu, ale nie żałuję. W kolejnym roku, już po moim powrocie, zostałam senior menedżerką. W tej roli nadal ważne są merytoryczne aspekty doradztwa podatkowego oraz odpowiedzialność za budowanie relacji z klientami. Do tego zwiększa się udział w określaniu i planowaniu strategii biznesowej oraz w kwestiach związanych z HR w naszym dziale. Wraz z innymi senior menedżerami skupiam się na rozwoju naszego działu i oferowanych przez nas usług. Naszą specyfiką jest to, że pracujemy nad bardzo wieloma projektami, ale krótkotrwałymi lub powtarzającymi się cyklicznie.

 

Konsekwentnie używasz żeńskich form stanowisk. W Polsce to wciąż rzadkie podejście. Kobietom zazwyczaj nie przeszkadzają męskie końcówki. Są menedżerami, dyrektorami i partnerami.

Dla mnie to ważne. Jestem menedżerką, a nie menedżerem. W języku angielskim takie rozróżnienie nie istnieje, bo nie ma tam podziału na końcówki męskie i żeńskie. Ale nie widzę powodu, żeby, posługując się językiem polskim, w pełni ich nie używać – nie uważam żeńskich końcówek za śmieszne, czy odbierające powagę. To po prostu opis rzeczywistości.


Wciąż pielęgnujesz swoje artystyczne pasje. Prawo i podatki w niczym ci nie przeszkodziły.

Zupełnie nie. W wolnych chwilach występuję. Wcielam się w Freddie’go Mercury’ego, który od zawsze jest moją wielką miłością. Kiedyś się za niego przebrałam dla zabawy i znajomi powiedzieli, że jestem do niego podobna. I tak to się wszystko zaczęło.

 

Koledzy z Deloitte wiedzą o twoim drugim wcieleniu?

Tak. Czasem nawet przychodzą na moje występy i oglądają mnie we wcieleniu Freddie’go. Ich komentarze były zawsze bardzo pozytywne. Nie robię z tego tajemnicy, tak jak nie ukrywam w środowiskach feministycznych czy LGBT, że pracuję jako doradczyni podatkowa, choć na początku budziło to pewne zdziwienie.

 

Co byś poradziła młodym ludziom zaczynającym swoją karierę zawodową? Co dla Ciebie jest ważne przy doborze zespołu?

Myślę, że trudno jest dawać w tym zakresie dobre rady. Ludzie są bardzo różni, a ścieżka kariery może zależeć z jednej strony od wyznaczonych celów i pracy włożonej w dążenie do nich, a z drugiej po prostu od przypadku. Moja początkowa decyzja o chęci pracy w Deloitte i późniejsze pozostanie w firmie długookresowo wynika przede wszystkim z tego, że cenię sobie i lubię ludzi, z którymi pracuję. Jesteśmy dobrym zespołem. Kiedy zastanawiamy się nad zatrudnieniem nowej osoby, oprócz kryteriów czysto merytorycznych, dużą uwagę zwracamy na to, czy wpisze się ona w zespół i czy ma cechy wskazujące na to, że potrafi współpracować z innymi.

 

 

Maja Zabawska

Senior Menedżer

Dział Doradztwa Podatkowego Deloitte.